Minimalizm w kosmetyczce

Chciałam Wam trochę przybliżyć mój stosunek do kosmetyków. Jak sam tytuł wskazuje jestem zwolenniczką minimalizmu w kosmetyczce. Uważam, że lepiej mieć jeden dobry produkt niż trzy badziewne. Staram się robić zakupy rozsądnie i kupować rzeczy które są naprawdę dobre i przede wszystkim potrzebne. Moim zdaniem jeśli chodzi o produkty takie jak puder, podkład, róż, brązer, rożświetlacz to jeden egzemplarz w zupełności wystarczy ( oczywiście dla amatorki a nie dla osoby która robi profesjonalne makijaże zawodowo). O ile podkład jeszcze się jakoś zużywa, chociaż daty ważności i tak moim zdaniem są za krótkie, to z różem czy brązerem już tak kolorowo nie jest. W tym przypadku wydajność kosmetyku jest dla mnie wadą, ponieważ zużywają się one w ślimaczym tempie, zanim się skończą to już zdąrzą się znudzić, a staram się nie kupować takich produktów na zapas. Więc gdybym posiadała więcej sztuk wyżej wymienionych produktów mam wrażenie, że nigdy bym ich nie wykorzystała i jest to marnotrawienie kosmetyku. Tym bardziej że np. kupując róż staram się żeby pasował do wszystkich moich makijaży, poza tym nawet pewnie nie umiałabym dobierać odcieni tak żeby rzeczywiście jakoś ładnie korespondowały z reszta make up’u. 
Regularnie robię przegląd kosmetyków i jeśli zauważam że coś jest nieużywane to się tego pozbywam, najczęściej sprzedaję ( z wyjątkiem kosmetyków do których mam sentyment)

Prawie wszystkie cienie marek Essence, My secret, Wibo itd. wymieniłam na jedną porządną paletę z Inglota i jestem bardzo zadowolona z tego wyboru, bo naprawdę denerwowało mnie szukanie cienia w stosie wszystkich plastikowych pudełeczek ( zwłaszcza że pedantką nie jestem i z reguły alfabetycznie według odcieni to one ułożone nie były 🙂 )
Tak wyglądały moje kosmetyki kiedyś:

A tak wyglądają teraz:
Zdecydowanie przybyło pędzli i szminek a ubyło cieni, róży, podkładów. Myślę że taki stan jest optymalny 🙂
Autor: Justyna Skowera