PARTY LIKE A LORD – RELACJA

Ostatni weekend był dla mnie bardzo intensywny, dużo się działo. Dziś mam dla Was relację z jednego z wydarzeń w którym uczestniczyłam, o którym w ostatnim czasie było bardzo głośno. Mowa o imprezie Party Like a Lord by Somersby. To miała być najlepsza impreza na której byłam, bilet wygrałam u Zombie Samuraia. Byłam bardzo zadowolona że mogę tam pojechać zwłaszcza jak widziałam ilu blogerów się wybiera. Czy rzeczywiście warto było?

Impreza odbywała się w Warszawie, właściwie prawie za Warszawą. Był specjalny autobus zwany Lordobusem, który zabierał ludzi z centrum i przywoził na miejsce. Nas bez problemu zaprowadził GPS. Przyjechaliśmy godzinę po rozpoczęciu a i tak staliśmy chwilę w kolejce. Zdziwiły mnie namioty i ławki przed budynkiem, wydawało mi się że cała zabawa ma być w środku. Bilet upoważniał do jednorazowego wejścia, tzn. chcąc wyjść na chwilę na parking do auta nie można już wrócić. 

Na wejściu każdy z uczestników dostawał dwa kupony na piwo, jeden na somersby jabłkowe, drugi na jeżynowe. Niestety w kolejce do piwa trzeba było stać minimum pół godziny. 

Oprócz piwa można było kupić też drinki. Tutaj duży plus dla organizatorów, że była opcja bezalkoholowa i mój kierowca nie był o suchym pysku cały wieczór ( przypominam że na chwilę do auta nie można było wyjść). Ceny powiedziałabym standardowe, jak to na takich imprezach bywa. 

Tutaj nasze trunki, piwo jeżynowe i drink bezalkoholowy Lordowska Grawitacja. Pierwszy raz piłam jeżynową wersję, dotąd znałam tylko jabłkową i całkiem mi smakowała. Lubię słodkie piwa 🙂 Przeraziła mnie natomiast ilość lodu dodawana do trunków. Ja rozumiem że najlepiej smakuje schłodzone, ale kilka kostek lodu by wystarczyło, a nie cały kubek. Piwo się nie mieściło do kubka a lód był dosypywany jeszcze na wierzch. Taka opcja sprawdziła by się gdyby impreza była na plaży w środku lata. A tam było naprawdę zimno, nie tylko na zewnątrz.

Główna część imprezy odbywała się w środku, scena, światła wiadomo. Jedną z atrakcji był fotomat, gdzie każdy mógł podejść i strzelić sobie fotę, która potem jest dostępna na ich facebooku. Oczywiście też zrobiliśmy sobie zdjęcie, ale jakoś nie mogę go odnaleść w ogromie innych zdjęć 🙂 Była też Lordowska ścianka, na której można było poczuć się jak gwiazda i też zrobić sobie zdjęcie. 

Muszę przyznać, że nie zachwyciła mnie ta impreza, spodziewałam się czegoś więcej. Zdecydowanie bardziej wolę mniejsze imprezy w klubie. Ludzi było mnóstwo i ciężko było kogoś odnaleść w tłumie. Jak dla mnie było bardzo zimno, drzwi były otworzone cały czas, a w środku żadnego ogrzewania, niektórzy w ogóle nie rozebrali się z kurtek. Miejsce żeby usiąść i pogadać było na zewnątrz, na ławkach pod parasolem, zamiast toalety Toi Toie. Impreza była dobrze zorganizowana, ale przypominała bardziej studenckie juwenalia niż Lordowską imprezę. Gdybym pojechała specjalnie do Warszawy tylko na to wydarzenie to z pewnością bym żałowała. 
Przepraszam Was za słabą jakość zdjęć, ale były robione telefonem, przy słabym oświetleniu.
Autor: Justyna Skowera