Odżywiasz się czy tylko jesz? 5 praktycznych rzeczy o odżywianiu które dała mi strategia 5 spotkań
Na przełomie sierpnia i września brałam udział w cyklicznych spotkaniach z dietetykiem, czyli strategii 5 spotkań. Regularnie opowiadałam Wam o tym wtedy na instastory i pojawiały się pytania co to takiego i po co to robię. Tym wpisem postaram się Wam wyjaśnić, dlaczego wzięłam w tym udział i co mi to dało w praktyce.
1. Wiem co to jest posiłek
Może to brzmi dziwnie, ale nie wszystko co jemy jest posiłkiem, posiłkiem pełnowartościowym dla uściślenia. Jabłko nim nie jest. Posiłek powinien składać się z białek, tłuszczy i węglowodanów, ale to nie wszystko. Składniki te muszą być w odpowiednich proporcjach. I jasne, każdy z nas to wie, pewnie nawet było o tym w szkole kiedyś, ale czy naprawdę o tym pamiętamy i praktykujemy? Warto sobie przypomnieć takie podstawy i uświadomić pewne rzeczy, bo ma to ogromny wpływ na nasze zdrowie i samopoczucie. Poza tym dowiedziałam się i sama obliczyłam ile białka tłuszczu i węglowodanów potrzebuję. Możecie sobie wyobrazić nasze miny jak Ania podała nam wzór i liczyłyśmy to pisemnie. Co ciekawe każda z nas to zapotrzebowanie miała inne. Zależy to od wielu czynników, nie będę się w to teraz zagłębiać. Ale to podstawowa wiedza, o której nie miałam pojęcia. To prawda, że człowiek całe życie się uczy.
2. Lepiej komponuję posiłki
Ten punkt ściśle wiąże się z tym pierwszym. To było coś na czym najbardziej mi zależało. Nie chcę być na diecie, uwielbiam jeść, nie zamierzam liczyć kalorii. Chcę jeść “to samo” ale lepiej. Chciałam poznać kilka trików, żeby posiłek był bardziej wartościowy i zdrowszy. Nauczyłam się też oceniać posiłki pod kątem zawartości zwierząt i roślin. Brzmi to dziwnie, ale chodzi po prostu o to, ile w posiłku jest produktów pochodzenia roślinnego, a ile zwierzęcego. Nie zdawałam sobie sprawy, że jemy tak dużo zwierząt. Pokażę Wam to na przykładzie mojego weekendowego śniadania, z którego jestem naprawdę dumna. Było to jajko sadzone z bułką z serem i szynką oraz sałatką z pomidora i cebuli. Nie jest to absolutnie fit posiłek. Mamy tu bardzo dużo produktów odzwierzęcych – jajko, masło, ser żółty, szynka. Dlaczego jestem więc dumna z tego posiłku. Bo miesiąc temu zjadłabym po prostu dwa jajka i bułkę. A dziś zrezygnowałam z jednego jajka, a dodałam całego pomidora (a nie jeden plasterek na bułkę). Jestem tak samo syta w obu przypadkach. Ale w tym drugim świadomie dodałam warzywa, dzięki czemu posiłek jest bardziej wartościowy. Zmiana jest niewielka, ale kilka takich zmian i moja dieta naprawdę wygląda lepiej.
3. Wiem ile jem
Przez pierwszy tydzień miałyśmy zapisać wszystko, ale to wszystko co zjadłyśmy. Zawsze wydawało mi się, że przy dzieciach nawet nie mam kiedy zjeść. Ale kiedy zaczęłam wszystko zapisywać okazało się, że jem dużo więcej niż mi się wydawało. Moim problemem jest dojadanie po dzieciach. Tu trochę skórki od chleba, bo dzieci wolą środek, tu coś zostało z obiadu, właściwie nie jestem głodna, ale szkoda wyrzucić, więc zjem. I tak przez cały dzień. Jeśli doliczę do tego 2/3 kawy z mlekiem i normalne posiłki, które zjadam, bo przecież pół dnia nic nie jadłam, to ta ilość kalorii mocno mnie zaskoczyła. Staram się więc nie dojadać, a dokładniej szacować ile kto zje i ewentualnie dorobić. Nie jest to łatwe, ale staram się nad tym panować.
4. Wiem kiedy mogę jeść słodycze
Ten podpunkt jest chyba dla mnie najważniejszy. Nie wyobrażam sobie mojego życia bez czekolady, sernika czy kawy z lodami i bitą śmietaną. Uwielbiam jeść i moje życie chyba straciłoby sens, gdybym miała z tego zrezygnować. Spotkania z Anią nie tylko dały mi wiedzę kiedy mogę sobie na to pozwolić, ale też uświadomiły mi, że po takim posiłku nie ma sensu się biczować. Każdy z nas jest tylko człowiekiem, każdy ma słabości. We wszystkim najważniejszy jest umiar i szersze spojrzenie na dietę. Nie oceniam tylko jednego dnia, ale cały tydzień, nawet miesiąc. Dzięki temu łagodniej oceniam sama siebie, lepiej o sobie myślę, a w związku z tym lepiej się czuję. Jeśli pozwalam sobie na słodycze to dbam o to, żeby inne posiłki były dobrze zbilansowane i zdrowe, tak aby zrekompensować sobie te puste kalorie.
5. Znam swój cel
Tak serio to to jest najważniejszy punkt. Dzięki niemu cała reszta ma sens, a ja wiem po co to wszystko robię. Cel musi być ważny, ważniejszy od czekolady i nachosów z sosem serowym. Jeśli na szali jest coś, co tak naprawdę jest dla mnie mało istotne szybko machnę na to ręką. Jasne, że pierwsze co przychodzi do głowy to chcę schudną i lepiej wyglądać. Ale ja to niby chcę cały życie, a nic z tym nie robię. Ania zmotywowała nas do poznania tego głębszego celu. To wcale nie było łatwe zadanie. Coś co mnie motywuje do zmian, to moje samopoczucie. Podczas trwania tych spotkań starałam się w miarę dobrze wypaść, planowałam posiłki, szukałam nowych przepisów, dbałam o odpowiednią ilość wody i dużo lepiej się czułam. Nigdy wcześniej nie wierzyłam w takie gadanie, że zmiana nawyków żywieniowych może tak bezpośrednio oddziaływać na nasze samopoczucie, a jednak sama tego doświadczyłam.
Daleko mi jeszcze do osoby, która odżywia się zdrowo, lekko i wegańsko. Ale zrobiłam mały krok w tę stronę i jestem z tego dumna. Natomiast żeby nie było tak różowo, to muszę przyznać się do jednej porażki. Moja aktywność fizyczna wciąż ogranicza się do wyjścia z dziećmi na plac zabaw. Wiem, że powinnam o to zadbać i wziąż się łudzę, że kiedyś tak będzie, ale w tym momencie kompletnie nie wiem jak się do tego zabrać i wytrwać.
Ale ale, żeby nie było tak jednostronnie pozwoliłam też Ani napisać coś na mój temat. Także macie niepowtarzalną okazję przeczytać co myśli dietetyk o takiej opornej klientce jak ja 😉
Anna Sadowska – dietetyk kliniczny
Kompletnie nie wiedziałam, czego spodziewać się po Justynie, gdy usiadła na kanapie pierwszego dnia. Myślałam: kurcze, dwójka dzieci, rozwijający się biznes on-line. Wspominała, że jest „trudną podopieczną”, miałam też wrażenie, że spotkania nie będą dla niej wcale priorytetowe przy tylu obowiązkach. Ale wolałam się nie nastawiać!
I dobrze zrobiłam. Notowała, pytała, wyciągała wnioski. Widziałam, jak dba o wykonanie zadania, mimo trudności po drodze. Miała dokładnie przygotowane dzienniczki, gdy o to prosiłam. Może nie realizowała swojego planu w 100%… , ale widziałam że chętnie przychodzi podzielić się tym, co się działo i poznać kolejne tajniki dietetyczne.
Mam taką cichą nadzieję, że coraz więcej elementów omawianych podczas Strategii pojawi się w diecie i trybie życia Justyny. A mając taką możliwość, publicznie chcę pogratulować Ci wytrwałości i wykonania tylu małych kroków! Rosnę, gdy widzę, jak moje porady wpływają na Twoje codzienne wybory i samopoczucie.
Jeśli jesteście ze śląska i zależy Wam na racjonalnym odżywianiu się to bardzo polecam kontakt z Anią. Ale jeśli do Gliwic Wam nie po drodze to koniecznie śledźcie Anię na instagramie, bo dużo się tam dzieje, co tydzień transmisja live na określony temat, analizy etykiet produktów i dużo ciekawostek.
Jestem ciekawa jaki jest Wasz stosunek do odżywiania. Dbacie o to co jecie, a może jesteście na jakiejś diecie?