LAKIER DO UST LOREAL

To cacuszko urzekło mnie na poprzedniej Rossmannowskiej promocji. Pół dnia spędziłam przy szafie szukając odpowiedniego koloru, a jak znalazłam kolor to nietkniętego egzemplarza. W końcu w moje łapki wpadł błyszczyk Shine Caresse w odcieniu juliet za połowę ceny 🙂 Bardzo się polubiliśmy, chociaż nasza relacja do najprostszych nie należy.

Opakowanie jest bardzo eleganckie, jak dobrze je wypolerujemy to można się w nim przejrzeć. Z drugiej strony zbiera wszystkie odciski palców. W środku mamy 6 ml produktu, więc stosunkowo niewiele. Błyszczyk cudownie pachnie, tak słodko, jakby malinami. Zawsze przed aplikacją go wącham. Na ustach zapach jest niewyczuwalny. Aplikator typowy dla błyszczyków, gąbeczka. Jest na tyle dobrze wyprofilowany, że można nim precyzyjnie obrysować usta. Kolor juliet również mnie urzekł, w opakowaniu jest to malinowa czerwień. Miałam nadzieję, że bardziej będzie szedł w stronę różu, jednak na ustach wygląda jak klasyczna głęboka winna czerwień.  

Jak wspomniałam wcześniej nasza relacja jest trudna. To najtrudniejszy w aplikacji błyszczyk jaki do tej pory miałam. I nie chodzi tu o aplikator tylko o formułę produktu. Bardzo trudno jest nim pokryć całe usta i uzyskać równomierny kolor. Aplikacja tego produktu zajmuje mi ładnych kilka minut. Nie ma mowy o nałożeniu go gdzieś w biegu z kieszonkowym lusterkiem. Potrzeba czasu i cierpliwości. No ale jak już przez to przebrniemy mamy piękny odcień na ustach, który utrzymuje się kilka godzin, zastyga na nich. Kolor wgryza się w usta i całkowite zmycie go możliwe jest tylko z użyciem płynu do demakijażu. Jeśli coś jemy, to trzeba kontrolować usta, bo zjada się nierównomiernie, zostawiając kontury ust. Mimo wszystko lubię ten produkt za jego kolor, blask i trwałość. Często po niego sięgam, ale na pewno nie kupię kolejnych kolorów.

Autor: Justyna Skowera