TUSZ ASTOR SEDUCTION No 1
Znalezienie idealnego tuszu to nie taka łatwa sprawa. Zwłaszcza jeśli rzęsy są wymagające – tak jak moje. Są dość gęste, ale krótkie, ciężko się podkręcają i uwielbiają się sklejać. Próbowałam już różnych tuszy, nadal jednak szukam swojego ideału. Dziś na tapetę bierzemy tusz Astor Seduction Codes No 1.
Tusz ma bardzo ładne złote opakowanie, które przyciąga uwagę. Szczoteczka klasyczna, niezbyt duża. Ma nietypowy kształt, jest zwężona w środku. Producent trochę mydli nam oczy obiecuąc ultra objętość i koronkową precyzję. Jak jest w rzeczywistości?
Tusz ma bardzo intensywny zarny kolor, ładnie podkreśla rzęsy już po pierwszej warstwie. Jest trwały, spokojnie utrzyma się na rzęsach cały dzień bez osypywania, kruszenia i efektu pandy pod oczami. Szczoteczka mimo dziwnego kształtu jest dość wygodna, chociaż ja jestem zwolenniczką małych silikonowych szczotek, bo najlepiej się u mnie sprawdzają. Ta mimo że jest średniego rozmiaru i tak odbija się na powiece praktycznie za każdym razem kiedy jej używam. Jest to irytujące, na szczęśce bardzo łatwo można się pozbyć niechcianych śladów za pomocą patyczka kosmetycznego. Tusz Astor wydłuża i pogrubia rzęsy. Trochę trzeba popracować nad zadowalającym efektem, bo lubi skleić rzęsy i tworzyć pajęcze nóżki. Dodaje im objętości i ładnie unosi do góry. Nie jestem nim zachwycona, ale efekt jest zadowalający. Chciałabym oczywiście, aby rzęsy były bardziej wyczesane i lepiej rozdzielone. Nadal szukam swojego ideału.